Wojciech Bonowicz “Sprawa naszej godności”

w: Tygodniku Powszechnym, VI 2005 r.
STRONA GŁÓWNA / ARTYKUŁY / WOJCIECH BONOWICZ “SPRAWA NASZEJ GODNOŚCI”

Wojciech Bonowicz “Sprawa naszej godności”

w: Tygodniku Powszechnym, VI 2005 r.



„Umarli mówią, stanowią jakieś mniej lub bardziej określone zobowiązania” – pisał w „Filozofii dramatu” ks. Józef Tischner. „Niekiedy umarli zobowiązują mocniej niż żywi. U grobu zmarłego człowiek uświadamia sobie, że jest dziedzicem. Co znaczy: być dziedzicem? Znaczy przede wszystkim: mieć udział w godnościach tych, którzy byli przed nami. Kontynuując, kontynuujemy przede wszystkim godność”.

Ilekroć czytam te słowa, powraca do mnie obraz cmentarza w Łopusznej: grób księdza przykryty nieregularną, kamienną płytą, krzyż – najpierw drewniany, a potem żelazny, kapliczka z rzeźbą Chrystusa Frasobliwego, kwiaty, świece… Przez ostatnie pięć lat zaglądałem na ten cmentarz wielokrotnie. Rzadko zdarzało się, żebym przy grobie księdza był sam. Latem spotykałem tam zwykle kilka, nawet kilkanaście osób. Zimą – pojedynczych turystów, którzy mówili, że „tego miejsca nie wolno ominąć”.

Idea godności człowieka

„Kontynuując, kontynuujemy przede wszystkim godność”. Czym jest godność? Nie sposób nie przyznać, że słowo to jest wieloznaczne. A jednak poza tą wieloznacznością kryje się jakaś wspólna intuicja. Wiemy, kiedy ktoś narusza lub poniża godność drugiego człowieka. Czujemy też, że nie wystarczy w tej czy innej sprawie mieć rację, ale należy tak tej racji dowodzić, żeby godność drugiego nie ucierpiała. „Pytanie o sens godności człowieka stało się pytaniem naszych czasów” – pisał w 1986 r. ks. Tischner na łamach miesięcznika „W drodze”. „Sięgamy po to pojęcie jak po kamień węgielny, na którym można zbudować gmach życia moralnego”. Godność – czytamy dalej w tym samym tekście – to wartość, która jest usprawiedliwieniem człowieka. „Doświadczając wartości, które usprawiedliwiają osobę, wiemy, dlaczego człowiek – jest. Istnienia człowieka nie usprawiedliwiają ani jego przyczyny, ani nawet cele, jakie sobie zakłada. (…) Usprawiedliwienie jest dane przez wartości, które człowiek czyni swoimi. (…) Gdy spotykamy człowieka, który stał się wcieleniem wartości, nie pytamy, dlaczego ten człowiek jest. Nie pytamy, co on robi na naszym świecie, co robi pośród nas. Już sam widok tego człowieka jest odpowiedzią”.

Odkryć godność człowieka to uświadomić sobie, jaką wartość ma jego tu istnienie. A w wymiarze religijnym – jaką wartość ma jego istnienie w oczach Boga. Kiedy pytamy „jaką?”, nie pytamy jednak, czy dużą, czy małą. Pytamy o to, co jest źródłem owej wartości. Czy jest nim już samo istnienie człowieka? Czy też człowiek musi raczej „zasłużyć” na swoją godność? Wydawałoby się, że to drugie, skoro wiele zależy od tego, jakie wartości człowiek „uczyni swoimi”. Czy jednak nie czujemy, że w godności człowieka jest też coś „niezasłużonego”? Może on postępować niegodnie, może być największym zbrodniarzem, a mimo to nadal ma jakiś „udział” w ludzkiej godności. Wolno nam mieć nadzieję, że przyjdzie moment, w którym ta uśpiona świadomość własnej godności przebudzi się i przemówi głosem sumienia. Wtedy nagle człowiek odkryje, kim jest, co komu jest winien, kto jest jego bliźnim.

Dlaczego dziś wracam do tej sprawy? To proste – ks. Tischner był kimś, kto pomagał nam zbudować „gmach życia moralnego” w oparciu o ideę godności człowieka. Jeżeli dziś wciąż wielu z nas tak mocno tęskni za jego obecnością, jeżeli pytamy, co by też nam powiedział w tej lub innej kwestii, to właśnie dlatego, że ten wymiar jego nauczania, działania – i życia po prostu – był dla nas oczywisty: trzeba zawsze zaczynać od sprawy godności, sprzyjać raczej budowaniu człowieka niż jego niszczeniu.
W ciągu tych pięciu lat uczestniczyłem w kilkudziesięciu spotkaniach poświęconych ks. Tischnerowi – wykładach, dyskusjach panelowych, dyskusjach zamkniętych, promocjach książek, uroczystościach nadania jego imienia szkołom. Często musiałem odpowiadać na pytania w rodzaju: jak ks. Tischner wpłynął na nasze społeczeństwo? Jak wpłynął na naszą wiarę? Czy wygrał spór o polski Kościół? Równie dobrze można by zapytać: co się dzieje w Polsce, w Kościele z ideą godności człowieka? Pisałem o tym już na innym miejscu, ale tu jeszcze raz powtórzę: najczęściej uchylam się od odpowiedzi. Czasem mówię, że ks. Tischner wygrał wspomniany spór – w tym sensie, że bez niego znacznie gorzej radzilibyśmy sobie z naszym chrześcijaństwem, a wielu ludzi już dawno by je porzuciło. Mam wrażenie, że także niejeden duchowny pod wpływem Tischnera coś jednak w swej postawie zmienił. Ale bywa i tak, że coś mnie podkusi – i wtedy na pytanie odpowiadam pytaniem: „A jak Państwo sądzicie, czy Papież wygrał spór o polski Kościół – i polskie społeczeństwo – czy przegrał?”.

Instytucje, inicjatywy

„Kontynuując, kontynuujemy przede wszystkim godność” – to znaczy bierzemy odpowiedzialność za te wartości, które ks. Tischner „uczynił swoimi”. Ta kontynuacja przybiera różne formy. W 2003 r. powstał w Krakowie Instytut Myśli Józefa Tischnera, który chce się przede wszystkim zajmować jego spuścizną filozoficzną – gromadzić ją, badać i popularyzować. Także – inspirować samodzielne poszukiwania filozoficzne swoich członków i sympatyków. Są wśród nich przede wszystkim uczniowie i słuchacze Tischnera, jego magistranci i doktoranci, ale też ludzie, którym z Tischnerem jest filozoficznie „po drodze”. Jednym z najambitniejszych celów Instytutu i organizowanych przezeń wykładów, spotkań dyskusyjnych czy seminariów jest przezwyciężenie nieufności akademickich środowisk filozoficznych w stosunku do autora „Filozofii dramatu”. Na razie najwięcej kłopotów sprawia jednak stworzenie porządnego archiwum, co jest warunkiem opracowania i wydania „Dzieł filozoficznych”, a w przyszłości – „Dzieł wszystkich” ks. Tischnera. Powoli zbierane są – także dzięki Czytelniczkom i Czytelnikom „Tygodnika Powszechnego” – archiwalne nagrania z wykładami i homiliami księdza. Zbiór ten mógłby być obszerniejszy i łatwo dostępny, ale jak dotąd brak środków na nowoczesną archiwizację zgromadzonych materiałów.
Od 2001 r. wysiłkiem czterech krakowskich instytucji – Uniwersytetu Jagiellońskiego, Papieskiej Akademii Teologicznej i Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej (których wykładowcą był ks. Tischner) oraz Społecznego Instytutu Wydawniczego Znak (w którym opublikował niemal wszystkie swoje książki) – organizowane są co roku w Krakowie Dni Tischnerowskie. Ich punktem centralnym jest wykład pod nazwą „Colloquia Tischneriana”, wygłaszany z reguły w Auli im. J. Tischnera w Collegium Witkowskiego UJ przez wybitnego intelektualistę, zaprzyjaźnionego z autorem „Etyki solidarności” (tego warunku nie ma w regulaminie, ale na razie tak to w praktyce wygląda). „Colloquia Tischneriana” wygłaszali dotąd kolejno: Krzysztof Michalski, Charles Taylor, Leszek Kołakowski, Ernst-Wolfgang Böckenförde oraz abp Józef Życiński.
Krakowskie Dni Tischnerowskie odbywają się od lat według podobnego scenariusza. Otwiera je Msza święta w intencji ks. Tischnera oraz przegląd filmów i programów z jego udziałem (każdego roku są to nowe filmy i wiele ich jeszcze zostało w archiwum telewizji). Kolejne dni wypełniają sesje naukowe (organizowane przez Wydział Filozoficzny PAT) i panele, które mniej lub bardziej ściśle wiążą się z dziełem i osobą autora „Etyki solidarności” – wśród nich ciesząca się ogromnym powodzeniem „Jaskinia filozofów” – a także przygotowywany przez PWST okolicznościowy spektakl (ostatnio oparty np. na tekstach Norwida). Do tego dochodzą rozmaite spontaniczne akcje, jak chociażby ubiegłoroczny koncert „Dla Łopusznej”, na którym wystąpiło szereg gwiazd polskiej sceny jazzowej i poetycko-muzycznej. Zwieńczeniem Dni jest przyjęcie w ogrodach Znaku, podczas którego wręczana jest Nagroda Miesięcznika i Wydawnictwa Znak im. ks. Tischnera, ufundowana przez Ergo Hestię i każdego roku przyznawana w trzech kategoriach, oraz Stypendium im. J. Tischnera przyznawane przez Instytut Nauk o Człowieku w Wiedniu.

Formuła Dni Tischnerowskich będzie na pewno w kolejnych latach ulegać rozmaitym przeobrażeniom, mamy jednak podstawy do nadziei, że nie zniknie z kalendarza wydarzeń kulturalnych w Krakowie. W każdym razie impreza ma już naśladowców: od 2003 r. studenci Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu samodzielnie przygotowują Dni Tischnerowskie w tym mieście, nastawiając się przede wszystkim na wykłady i spotkania dyskusyjne. Są przymiarki do zorganizowania podobnej imprezy w Warszawie. Póki co w stolicy odbywają się – i ściągają tłumy – Debaty Tischnerowskie, organizowane przez Instytut Nauk o Człowieku i Uniwersytet Warszawski, a poświęcone ważnym problemom współczesności (solidarności społecznej, nierówności czy miejscu religii w społeczeństwach demokratycznych). Zdarzyło mi się również uczestniczyć w Dniach Tischnerowskich organizowanych w miejscach tak niespodziewanych jak Głogów (gospodarzem był tamtejszy KIK) czy Białystok (młodzież z I LO). Ponadto dwukrotnie odbyły się Młodzieżowe Dni Tischnerowskie – w Tarnowie (2003) i w Poznaniu (2005) – na których spotkali się nauczyciele i uczniowie ze szkół noszących imię księdza profesora.

Ruch szkół tischnerowskich to osobny fenomen, o którym zresztą na łamach „Tygodnika” pisała już obszerniej Edyta Mętel („TP” 2004, nr 21). Imię ks. Tischnera przyjęły dotychczas 23 szkoły podstawowe, średnie, a nawet jedna uczelnia – powstała w 2003 r. Wyższa Szkoła Europejska w Krakowie, z trzema dziennymi kierunkami: socjologią, stosunkami międzynarodowymi i (od tego roku) lingwistyką stosowaną. Kilka następnych placówek czeka na rozpatrzenie wniosków złożonych w kuratoriach. Ostatnia uroczystość nadania imienia odbyła się zaledwie kilka dni temu, 23 czerwca we Włodzisławiu. Wśród szkół tischnerowskich są placówki tak niezwykłe, jak sobotnio-niedzielna szkoła polska w Użgorodzie na Ukrainie czy Zespół Placówek Oświatowych w Szpitalu Rehabilitacyjnym dla Dzieci w Radziszowie pod Krakowem. Aby wspierać działalność szkół, nauczyciele, rodzina księdza i jego przyjaciele z Podhala utworzyli Stowarzyszenie „Drogami Tischnera”, które oprócz Dni organizuje międzyszkolne rajdy, zawody narciarskie, konkursy, a także raz do roku – rekolekcje dla nauczycieli w Ludźmierzu (wygłaszali je dotychczas ks. Adam Boniecki i ks. Grzegorz Ryś). Pieczę nad stowarzyszeniem sprawuje Kazimierz Tischner, młodszy brat księdza.

Ks. Tischner to wdzięczny patron, którego można „wykorzystywać” na wiele sposobów. Dzieci i młodzież piszą eseje, opowiadania i wiersze, których kanwą są myśli autora „Filozofii dramatu”. W tym roku podczas Młodzieżowych Dni Tischnerowskich w Poznaniu można było obejrzeć spektakl, który interesująco teatralizował to, co Tischner pisał na temat spotkania, dialogu, zdrady, przebaczenia. Bardzo ważny jest kontakt z kulturą Podhala; przy niektórych szkołach powstają zespoły folklorystyczne, dzieci uczą się gwary i poznają góralskie zwyczaje (co ciekawe, na samym Podhalu jest tylko jedna szkoła imienia ks. Tischnera – w Rogoźniku). Dla młodych ludzi najbardziej pociągającą cechą autora „Nieszczęsnego daru wolności” jest to, że w wielu sprawach nie dostarczał on gotowych odpowiedzi, a jedynie moralnych intuicji. Pamiętam dobrze spotkanie z młodzieżą w jednej ze szkół, którego hasłem był charakterystyczny cytat z Tischnera: „Gdy człowiek nie wie, co robić, sumienie mówi mu tylko jedno: szukaj”.
Imię ks. Tischnera przyjęły w ostatnich latach nie tylko szkoły, ale również instytucje tak różne, jak Hospicjum dla Dzieci w Krakowie czy Biblioteka Publiczna w Drezdenku. W Łopusznej przy Gminnym Ośrodku Kultury powstał Dom Pamięci ks. Józefa Tischnera – „Tischnerówka”, gdzie znalazły swoje miejsce najcenniejsze pamiątki, fotografie, fotokopie dokumentów i gdzie próbowano odtworzyć coś z atmosfery jego własnego mieszkania (np. na biurku jest oryginalna maszyna do pisania, w kącie stoją należące do księdza narty, wiszą – jego kurtka, plecak i czapka, a w drewnianym kredensie znajduje się używany przez niego kielich turystyczny). Oprowadzając po „Tischnerówce” wycieczki, śmieję się, że ksiądz tak ukochał Łopuszną, że ma w niej teraz pięć domów: starą szkołę, w której się wychował (i która, niestety, popada w ruinę), bacówkę w lesie powyżej wsi, obszerny dom, który wybudował w latach 90. wspólnie z bratem Marianem, piękny grobowiec na cmentarzu, no i Dom Pamięci, w którym 9 lipca br. otwarte zostanie pierwsze piętro – z ekspozycją multimedialną.

Książki, publikacje

Osoba i dzieło ks. Tischnera żyje dzięki licznym oddolnym inicjatywom i pracy społecznej dziesiątków ludzi dobrej woli. Jest zdumiewające, że tej bezinteresowności jest tak wiele… Moim największym odkryciem podczas pracy nad biografią księdza było uświadomienie sobie, jak wielu takich ludzi miał on wokół siebie. Kiedy go pytano, co to jest dobra wola, odpowiadał bardzo prosto: to wola dobra. To znaczy – nie musisz, ale chcesz zrobić coś dobrego, bo czujesz, że właśnie w dobrych dziełach wyraża się najpełniej prawda o tobie samym. Lubię powtarzać jego słowa: „Człowiek jest takim drzewem, które czuje w sobie dobro i dlatego nie chce złych owoców rodzić”. Dziś widać, jak ta jego wiara w człowieka owocuje w kolejnych pokoleniach i środowiskach.
Ale życie jego dzieła przedłużają też kolejne publikacje – pisane przez ks. Tischnera i o ks. Tischnerze. W ciągu ostatnich pięciu lat ukazało się sześć nowych książek księdza profesora. Czy to dużo? Raczej tak, zważywszy, że cały czas wznawiane są jego wcześniejsze publikacje. Wśród nowości są dwa zbiory artykułów: „Miłość nas rozumie. Rok liturgiczny z ks. Józefem Tischnerem” (2000), książka jak dotąd najpełniej prezentująca Tischnera jako myśliciela-duszpasterza, próbującego opisać źródłowe doświadczenia religijne, oraz „Myślenie w żywiole piękna” (2004), tom esejów poświęconych sztuce, literaturze, teatrowi i… filozofii człowieka. Są też dwie bardzo przystępne w lekturze rozmowy-rzeki: „Spotkanie” (2003), którego współautorką jest Anna Karoń-Ostrowska (nagrała swoje rozmowy z księdzem zimą 1992/1993, ale dziesięć lat przeleżały one… w pudle po butach), przynoszące m.in. szereg nieznanych wcześniej faktów z biografii księdza, oraz „Wokół Biblii”(2005), książka powstała na kanwie wywiadów prowadzonych w latach 90. w katowickiej telewizji przez Ewelinę Puczek, w której Tischner daje się poznać jako interesujący interpretator Starego Testamentu. I wreszcie dwa tomy pisane gwarą: „Wieści ze słuchanicy” (2001), publikowana wcześniej na łamach miesięcznika „Znak” korespondencja z góralską poetką Wandą Czubernatową (miejscami bardzo dramatyczna, bo pisana częściowo w okresie choroby księdza), i „Słowo o ślebodzie. Kazania spod Turbacza 1981-1997” (2003) – pamiątka ze sławnych Mszy Ludzi Gór z kasetami lub płytami CD zawierającymi wybór zachowanych homilii.

Do tej listy dołączyć należy jeszcze sporządzony przez niżej podpisanego zbiór „Myśli wyszukanych” (2000) ks. Tischnera oraz przygotowany przez Aleksandra Bobko dla Biblioteki Narodowej i opatrzony interesującym wstępem tom „O człowieku. Wybór pism filozoficznych” (2003) – oba będące próbą przystępnego zaprezentowania myśli autora „Nieszczęsnego daru wolności”. W planach najbliższych jest rozszerzone wydanie tomu „Etyka solidarności oraz Homo sovieticus” z 1992 roku (ukaże się w sierpniu, na rocznicę strajków na Wybrzeżu) oraz „Idąc przez puste Błonia” – wybór artykułów poświęconych nauczaniu Jana Pawła II i recepcji tego nauczania w Polsce i na świecie (w październiku br.). Warto wiedzieć, że w rocznikach czasopism zachowały się setki dłuższych i krótszych tekstów ks. Tischnera, które do tej pory nie zostały jeszcze przedrukowane w książkach. Do tego dodać można setki zachowanych wykładów i kazań, audycji radiowych (Radio Kraków wydało dotychczas dwie kasety: „Norwid Tischnera” i „Teologia humoru”) i telewizyjnych. Z rzeczy najpoważniejszych na wydanie czekają doktorat i habilitacja, bardzo ważne dla zrozumienia drogi filozoficznej ks. Tischnera. W najbliższych latach nie powinno więc zabraknąć nowości.

Czy za tak licznymi publikacjami nadąża recepcja myśli księdza profesora? Nadąża – chociaż wciąż odczuwalny jest brak przystępnych wprowadzeń w jego dzieło. Jak dotąd powstały tylko dwie książki przeznaczone dla szerszej publiczności: biografia księdza (2001) pióra niżej podpisanego oraz mała monografia „Religia i ludzkie biedy. Ks. Tischnera spory o Kościół” (2003) autorstwa Jarosława Gowina. Obie książki miały sporo recenzji, a książka Gowina była nawet przedmiotem interesujących polemik (głównie autorstwa Romana Graczyka, który od lat spiera się z Gowinem o to, jakiej demokracji chciałby autor „Etyki solidarności”). Funkcję popularyzującą spełniają do pewnego stopnia monograficzne numery miesięcznika „Znak”: „Tischner – religia i wolność” (2001, nr 3) oraz „Po śladach ks. Józefa Tischnera” (2004, nr 5), a także trzy tomy materiałów z sesji naukowych organizowanych przez PAT podczas Dni Tischnerowskich: „Pytając o człowieka. Myśl filozoficzna Józefa Tischnera” (2001), „Między potępieniem a zbawieniem. Myślenie religijne ks. Józefa Tischnera” (2004) oraz „>>Bądź wolność Twoja<<. Józefa Tischnera refleksja nad życiem publicznym” (2005; tom ten, obok referatów wygłoszonych podczas sesji, zawiera również wykład prof. Böckenfördego oraz zapis panelu zorganizowanego przez Instytut Myśli Józefa Tischnera pt. „Tischner – twórca czy naśladowca?”). Nie sposób też nie wspomnieć o licznych publikacjach „Tygodnika” – zwłaszcza dodatkach przygotowywanych z okazji Dni Tischnerowskich czy znakomitych artykułach Krzysztofa Michalskiego oraz Tadeusza Gadacza.

Spuścizna ks. Tischnera jest już tematem kilkunastu prac magisterskich i doktorskich, pisanych niekiedy w ramach dyscyplin niefilozoficznych (np. pedagogiki czy teologii moralnej). Dokładnej liczby nie sposób oszacować; niektóre prace ukazały się drukiem i są dostępne w księgarniach i bibliotekach, jednak o dalszych losach wielu nic pewnego nie wiadomo. Natomiast inspiracje tischnerowskie sięgają bardzo szeroko. Wpływ Tischnera odnaleźć można u autorów ideowo tak sobie odległych, jak Adam Michnik i Zdzisław Krasnodębski. Swoje książki zadedykowali mu zarówno Tadeusz Gadacz, jak Michał Paweł Markowski. Często – i w interesujących kontekstach – przywołuje Tischnera Joanna Tokarska-Bakir, do filozofii dramatu sięga zajmujący się problematyką Innego Ryszard Kapuściński, ale obszerny (i, dodajmy, bardzo krytyczny) esej poświęcił mu także Paweł Lisicki. W przedostatnim numerze miesięcznika „Znak” (2005, nr 5) znajdziemy pobudzający spór z agatologią Tischnera – esej Cezarego Wodzińskiego „O niespotykalności Dobra” i wywołaną nim dyskusję.

Nasz głód

Można zatem z czystym sumieniem powiedzieć: dzieje się. Dla wielu osób, którym ks. Józef był drogi (w tym wielu takich, którzy nigdy go osobiście nie spotkali), jest oczywiste, że nie ma ludzi tak wybitnych, żeby nie trzeba było troszczyć się o ich pamięć. Dlatego nadal gromadzą jego książki, szukają najlepszych sposobów upamiętnienia jego osoby, próbują mierzyć się z jego myślą, nierzadko łamiąc sobie na niej zęby… Czasem mierzyć się muszą również z ludźmi wciąż mu nieprzychylnymi – także w Kościele. Wydawałoby się, że Kościół w Polsce „pogodził się” ostatecznie z ks. Tischnerem po jego śmierci. Tymczasem wciąż zdarza mi się słyszeć opowieści o tym, że gdzieś (mniejsza o to, gdzie) ksiądz katecheta, usłyszawszy, jak jedna z uczennic powołuje się na „księdza profesora Tischnera”, delikatnie ją „sprostował”: „Powiedzmy – profesora Tischnera”… Przypominam sobie, jak „Nasz Dziennik” na kilka miesięcy przed śmiercią księdza wydrukował paszkwil na jego temat zatytułowany „Zatruta studnia”. „Zatruta” w opinii autora artykułu była naturalnie myśl wybitnego duszpasterza i filozofa, sam zaś artykuł miał odcień wyraźnie integrystyczny. Przyszło mi wtedy na myśl, że tytuł tego tekstu jest niezwykle trafny, tylko należy go inaczej rozumieć: cały artykuł wydał mi się ową „zatrutą studnią”, studnią pełną nie tylko wykoślawionych myśli, ale najzwyklejszego jadu. Niestety, jad ten rozlał się szeroko i do dziś jeszcze istnieją obszary, w których działa silniej niż jakiekolwiek świadectwo, w tym również – świadectwo Jana Pawła II.
Jeżeli myśl ks. Tischnera mimo to „chwyta”, to znaczy, że musi ona trafiać w jakiś dojmujący głód dręczący nasze społeczeństwo. Jaka jest natura tego głodu? Czy chodzi po prostu o głód autorytetu – o to, żeby był z nami ktoś, kto podpowie, co myśleć i jak działać? Sądzę, że chodzi o coś bardziej podstawowego – o naszą wiarę w człowieka. O wiarę w zasadniczą dobroć człowieka, o wiarę w naszą własną dobroć. Jak wielu podtrzymuje w nas dzisiaj tę wiarę? Jak wielu ją w nas podkopuje? Czy człowiek może żyć bez wiary w to, że jego życie jest niepowtarzalną wartością? Czy pozbawiony wiary w siebie będzie potrafił wierzyć w Boga?

Jesteśmy głodni szacunku dla człowieka, jesteśmy głodni wiary w człowieka. Chcemy, żeby był ktoś, kto będzie nam uparcie przypominał, że „człowiek jest takim drzewem, które czuje w sobie dobro, i dlatego nie chce złych owoców rodzić”. Pochylając się nad myślą ks. Tischnera, szukamy przede wszystkim nadziei na człowieka – na to, że człowiek „odsłoni” sens własnego istnienia, i tym samym je usprawiedliwi. Wspominając jego osobę, chcemy mieć – choćby niewielki – udział w jego godności. „Kontynuując, kontynuujemy przede wszystkim godność”.



Informacja o Autorze:



Wojciech Bonowicz

Poeta i publicysta stale współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym” i miesięcznikiem „Znak”. Opublikował kilka tomów poetyckich, m.in. „Wybór większości” (1995; Nagroda im. K. K. Baczyńskiego), „Pełne morze” (2006; Nagroda Literacka Gdynia), „Echa” (2013), „Druga ręka” (2017; oba tomy miały nominacje do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej i Nagrody Nike), „Wiersze wybrane” (2020) oraz „Wielkie rzeczy” (2022). Autor książek „Tischner. Biografia” (2001; 2020), „Kapelusz na wodzie. Gawędy o księdzu Tischnerze” (2010; 2022), „Sto lat. Książka życzeń” (2018), „Dziennik końca świata” (2019), „Historie na...


Inne artykuły tego Autora w kategorii: O Tischnerze


Inne artykuły tego Autora w kategorii: O Solidarności

Skip to content